środa, 16 maja 2012

Trzy.

Gdybyś przegrała coś, o co walczyłaś całe swoje życie jakbyś się czuła? Pusta? Samotna? Wiem jedno czułam wiele emocji, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Tak właśnie się czułam, gdy powiadomili mnie, że zajęłam 2 miejsce. 
Powrót do domu okazał się straszliwą męką. Oparłszy głowę o zimną szybę próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z ostatnich kilku godzin.

- Dziś zebraliśmy się, aby ogłosić zwycięzce dzisiejszego konkursu jeździeckiego. Powiem tylko tyle, każdy z was jest niesamowity, każdy z was ma to coś w sobie, ale tylko jedna osoba może przejść dalej... Wybór był bardzo trudny.
Trzecie miejsce w klasie CS1 zajmuję: Pattie Gray na swoim gniadoszu Piorunie, gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów- jurorzy wstali i wręczyli jej siatkę.
Drugie miejsce w klasie CS1 zajmuję....: Amy Jeffey'son, na swoim Arabie, Mustangu, gratylujemy i życzymy dalszych sukcesów- podobnie jak wcześniej, jurorzy powstali ze swoich miejsc i wręczyli mi nagrodę.

Powrót do teraźniejszości okazał się trudniejszy niż przewidywałam. Pewnie zastanawiacie się kto wygrał..., oczywiście nie kto inny niż wspaniała, bogata Victoria Pool... Juhu...
W drodze do namiotu napotkaliśmy osobę, którą nigdy bym nie przypuszczała spotkać, domyślacie się kogo? Tak, nie trudno. Tym kimś był Justin i Kenny. Byłam tak zaskoczona ich widokiem, że o mało serce mi nie wyskoczyło z piersi. No cóż, nie codziennie widuje się wielkie gwiazdy. 
Gdy podjechaliśmy pod dom, nie czekając, aż ojciec zatrzyma auto wyskoczyłam z niego i podbiegłam do przyczepy, aby wyprowadzić konia. Po opuszczeniu rampy, zdjęłam z jego nóg ochraniacze i poprowadziłam do boksu. W boksie staranie go wyczyściłam i nakarmiłam, podobnie jak pozostałe konie. Po skończeniu wróciłam do domu, aby przebrać się i zjeść coś ciepłego. Po wejściu do domu skierowałam się do kuchni z której wzięłam puszkę coli i popcorn. Tak właśnie powędrowałam do salonu, w którym Justin, Scooter i inni rozmawiali o naszej "karierze". Dla mnie podobnie jak dla reszty rodziny było mało prawdopodobne, aby chcieli z nami podpisać kontrakt, ale no cóż, zawsze jest ta iskierka nadziei.
Po dwóch godzinach długich, niekończących się rozmów, gwiazdor zaproponował, abyśmy zaśpiewały piosenkę. Wybór padł na najnowszy utwór One Direction "Gotta Be You". 
Nasze dźwięki zlewały się w całość, słowa łączyły się, jakby były tylko 1/3, dopóki my ich nie zaśpiewałyśmy razem. Śpiewałyśmy, nie zważając na ludzi dookoła, robiłyśmy to co kochałyśmy. To było najważniejsze. Po skończonym repertuarze usłyszałyśmy gromkie brawa i wychwalanie ze strony Biebera i Kenn'ego. Jedyną osobą siedzącą cicho był Scoot, który wydawał się jakby pragnął być wszędzie indziej niż tutaj.
- Macie ogromny talent- krzyknął Justin.
- To prawda- dodał Kenn'y.
- Hmpf- mruknął Scooter i zapatrzył się na sufit.
- Czyli- zaczął dziadek- jest jakaś nadzieja?
- Nadzieja?- ponownie krzyknął gwiazdor- za waszym pozwoleniem już jutro wyleciałbym stąd, aby podpisać z nimi kontrakt i zacząć nagrywać płytę.
Jego słowa oszołomiły mnie. "Kontrakt?" "Płyta?", te słowa pragnął usłyszeć każdy nastolatek na tej ziemi, ale jednak to ja je usłyszałam. Ja i moja rodzina, przybrana i ta z krwi i kości. 
- Oczywiście- powiedział, trochę blady dziadek- jeśli tylko jesteście gotowe możecie jechać- po tych słowach ruszył do pokoju z pochyloną głową.
- No to jak będzie?
- Wiesz...Justin, my musimy się jeszcze zastanowić- odparłam- przynajmniej ja. To dla nas bardzo trudna decyzja... rozstanie się ze wszystkim co kochamy najbardziej... daj nam czas ok?
- Jasne. Przepraszam, że palnąłem taką szybką datę, myślałem, że jesteście gotowe...
- Jak widać, nie. Teraz przeproszę was na chwilę, muszę z kimś porozmawiać.
Chłopak tylko skinął głową. 
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, wiodących do pokoju dziadka. Zapukałam. Cisza. Ponownie zapukałam. I nic. Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy się nie poddać, ale nie. Otworzyłam drzwi. 
Pokój urządzony był jak za lat młodzieńczych dziadka. Pożółkłe ściany, brudne firanki oraz zakurzony dywan. Naprzeciwko drzwi stało średniej wielkości łóżko, a przy nim taboret. Po prawej stronie taboretu stała szafa, w której dziadek przechowywał ubrania i pamiątki, zaś po lewej brązowe zakurzone biurko. Właśnie przy nim siedział mój dziadek. Zgarbiony i smutny. 
Po chwili wahania podeszłam bliżej.
- Idźcie sobie- powiedział zachrypniętym głosem- zostawcie mnie samego.
- Nie dziadku- szepnęłam.
Odwrócił się w moją stronę.
W starej poszarzałej twarzy starszego pana widać było wyraźnie bruzdy i zmarszczki widniejące na jego czole i wokół oczy. 
- Dlaczego? Dlaczego mi to robisz?- spytał również cicho.
- Ależ dziadku... co ja robię? Próbuje spełniać marzenia. Czy tyś byś postąpił inaczej na moim miejscu? Odrzucił to co daje ci los? 
Patrzył na mnie tak długo, że musiałam odwrócić wzrok.
- Nie- powiedział- masz rację. Zachowałem się jak ostatni Imbecyl. Przepraszam. Daje ci wolną rękę. Możesz jechać. Wiem, jak ciężko pracowałaś, by móc spełnić swoje marzenia. Masz ogromny talent, podobnie jak pozostałe dziewczyny.
- Dziękuje- przytuliłam się do niego, wdychając jego zapach. Pachniał winem, końmi i moim ukochanym porzeczkowym szamponem.
- Używałeś mojego szamponu- udałam oburzenie.
Wyraźnie się zmieszał zmianą tematu.
- Ja..- za jąkał się.
- Żartowałam- wybuchnęłam śmiechem widząc jego minę.
- Ty..!!!!! Jak ja cię zaraz złapię- zaczął mnie łaskotać, tak, że dostałam czkawki.


***
- Macie wszystko?- spytał tata, pakując ostatni bagaż do auta.
- Taaaak- odparłyśmy chórem.
- To dobrze, trzymajcie się razem i nie zgubcie. Lux- zwrócił się do najstarszej z nas- opiekuj się nimi.
- Tak jest- zasalutowała. 
- Kochamy was- krzyknęli rodzice.
- My was też- opowiedziałyśmy, tysięczny raz.
Po 20 minutach długich pożegnać, łez wsiadłyśmy do samochodu, w którym dojechałyśmy na lotnisku. Stamtąd wzięłyśmy swoje rzeczy i weszłyśmy do prywatnego helikoptera Justina...


Krótszy niż zazwyczaj, ale no trudno. Nie martwcie się konie, bd nadal:) Dziękuje za to, że wchodzicie i wgl:D 
Do następnego 15 komentarzy!!! 
Czytasz=Komentujesz