czwartek, 26 kwietnia 2012

Dwa.

Z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Z minuty na minutę, jestem co raz bliżej najbardziej wyczekiwanej przeze mnie chwili. To właśnie dziś mam wystąpić na Mustangu w klasie CS1. To właśnie dziś, moje marzenia mogą się spełnić. To właśnie dzisiaj mam się spotkać z tajemniczym mężczyzną. 
- Amy- przerwał moje rozmyślenia dziadek- Nie martw się. Zostawimy na furtce karteczkę, na której będzie napisane o której wrócimy i gdzie jesteśmy.
- Dziękuję- szepnęłam i przytuliłam się do dziadka. 
- Nie ma za co mała- pocałował mnie w czoło- Co trzeba jeszcze zrobić?
- Chyba już nic, Mustang jest gotowy.
- To dobrze. Idź się przebrać i schodź szybko. Zostało mało czasu. 
Tak jak powiedział, tak zrobiłam. Ubrałam białe bryczesy, czarne wysokie buty i czarną marynarkę. Do zamszowej torebki spakowałam potrzebne rzeczy i biorąc pod pachę toczek, zeszłam na dół. W salonie była już cała rodzina, w której w skład wchodziło: Rodzice Lux, Dziadkowie Lisy i najbliżsi przyjaciele. Na widok tych osób, w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. 
- Powodzenia- powiedzieli równocześnie.
- Dziękuje. Nawet nie wiecie ile dla mnie to znaczy- pokręciłam głową z uśmiechem.
- Wypatruj transparentu- odezwała się kuzynka Sue.
- Jakiego transparentu? - spytałam ze śmiechem
- Zobaczysz - powiedziała tajemniczo, śmiesznie poruszając brwiami.
Wywróciłam oczami.
- Idziemy?- spytałam, po chwili ciszy.
- Tak! Ale najpierw pamiątkowe zdjęcie- krzyknął ojciec wyjmując aparat. Ustawił go na obiektywnie i dał samo wyzwalacz. Wszyscy już się ustawili, gdy dziadek powiedział:
- Mówimy SEEEEX.
Wszyscy zaczęli się śmiać, więc zdjęcie było inne niż wszystkie pozostałe- ojciec, robi zdjęcia za każdym razem, gdy mam jakieś zawody- ale na swój sposób, niezwykłe.
- Dobra, ludziska zbieramy się- zarządził wujek Max- ojciec Lux.
Wszyscy jak jeden mąż ruszyliśmy w stronę, aut stojących na parkingu. Ja jechałam z tatą i dziadkiem w czarnym Pickup'ie, do którego przyłączona była przyczepa. Inni rozdzielili się na 6 pozostałych samochodów. 
Podróż minęła szybko. Myślami byłam daleko stąd. Myślałam o wszystkim, ale nie o zawodach.
- Amy- ktoś mną potrząsnął- jesteśmy na miejscu.

~~~Justin~~~
- Jakie zadupie- mruknął Scooter, patrząc na otaczający nas pejzaż. Nie mogłem się z nim nie zgodzić. Wszystko tu, było takie zielone... i inne. Wszędzie gdzie się popatrzyło, widziało się drzewa, krzewy, lasy albo jakieś wzgórza. 
- Hmm...nie zadupie- poprawiłem go- tylko... inaczej.
- Mnie się podoba- odezwał się Kenny.
- Dobra, nie ważne- wkurzył się Scoot- Gdzie my mamy w ogóle jechać?- zwrócił się do mnie.
- Gdy zobaczysz znak jelenia, skręć w prawo.
- Znak jelenia? Ja nie widzę tu żadnego znaku jelenia!!!
- O jest- wskazałem na trójkątny znak, na którym na środku był jeleń- teraz musimy skręcić.
Tak, też zrobiliśmy.  Jechaliśmy przez chwilę w ciszy, aż zobaczyliśmy parę skromnych budynków.
- To ona tutaj mieszka?- prychnął menadżer. Nie odpowiedziałem.
Gdy kierowca zaparkował przy bramie, wraz z Kenn'ym wysiedliśmy z auta, zostawiając naburmuszonego Scootera.
- Myślisz, że to dobry adres?- spytałem, poprawiając fryzurę.
- Nie wiem.. chyba tak.
Przez chwilę, przypatrywaliśmy się zniszczonemu budynku. 
- Jak dla mnie tutaj nikt nie mieszka.
- Może wejdziemy do środka?- zaproponował.
Niechętnie się zgodziłem. 
Ruszyliśmy ostrożnie przez opuszczony podjazd, kierując się w stronę białego budynku z czerwonym dachem. 
- Wiesz co- przystanąłem- nie jestem pewny, czy to bezpieczne.
- Justin spokojnie. Jesteśmy na wsi. Czego się spodziewałeś, 4 gwiazdkowych hoteli?
Pokręciłem głową i ponownie skierowałem się do domu.
Przy drzwiach odetchnąłem dwa razy, nim zapukałem.
- Nie ma nikogo.
- Spróbuj otworzyć drzwi.
Lekko drżącą ręką dotknąłem klamki i nią poruszyłem.
- Nic.
- To na pewno dobry adres?- spytał w końcu.
Spojrzałem na kartkę trzymaną w rękach.
- Tak.
- Nie wiem- odparł wreszcie- wracajmy do samochodu.
Tak też zrobiliśmy. Przechodząc przez furtkę, spostrzegłem coś białego. Nie zwracając na, zdziwionego ochroniarza, podszedłem do miejsca w którym to stało i przeczytałem na głos:

Jeśli nas nie ma to znaczy, że pojechaliśmy na zawody naszej córki, odbywające się w Auchean. Wrócimy wieczorem, przepraszamy za wszelkie kłopoty związane, z naszą nieobecnością. 
Poniżej widniał numer telefonu, który już miałem. 
- Cholera- zakląłem- Scooter się wkurzy.
- Zależy co chcesz zrobić.
- No jak to co? Trzeba tam pojechać. 
- No to się wkurzy- zgodził się.

~~~Lisa~~~
- Kochanie, chcesz watę cukrową? A może balonika?- spytała babcia.
- Babciu... proszę- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ok.. kochałam ją... ale obciachu mi robi za każdym razem, gdy gdzieś wychodzimy.
- Milenko- odezwał się dziadek- Ona już jest dorosła, poradzi sobie- powiedział- Idź zajmij nam miejsce.
- Dziękuje- powiedziałam z uśmiechem, po odejściu staruszki.
- Nie miej jej tego za złe. Martwi się od ciebie.
- Wiem... ale po prostu...
- Tak, wiem. Obciach potrafi zrobić- puścił do mnie oczko- Dobra, idę sobie usiąść. Nie jestem już taki jak kiedyś...- po tych słowach poszedł w ślad za babcią. 
Napawałam się chwilą samotności, gdy głos od którego zbiera mi się na wymioty, powiedział jedno bolesne dla mnie słowo.
- Patrzcie kogo widzą moje oczy. SIEROTA- zadrwiła Victoria.
- Co ja ci takiego zrobiłam?- warknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Hmm- zamyśliła się- Pewnie to, że żyjesz.
- Wiesz co? SPIERDALAJ!- krzyknęłam, a kilka osób popatrzyło na mnie. Nie przejęłam się tym zbytnio. Ze łzami, płynącymi po policzkach wybiegłam z budynku.

 ~~~Amy~~~
- Zapraszamy teraz na parkur Amy Jeffey.
- Oddychaj Amy, oddychaj- szepnęłam do siebie- Mustang, pokażmy jak się skacze.
Spięłam boki konia, aby ruszył. Ręce mi lekko drżały przy trzymaniu uzdy.
Wdech, wydech, wdech, wydech- mamrotałam po nosem.
Po wjeździe na parkur, ukłoniłam się jury i ruszyłam na pierwszą przeszkodę. Pokonaliśmy ją z łatwość. Druga była trochę wyższa, ale też nie stanowiła dla nas problemu. 3, 4, 5 tak samo. Gorzej było już z 6, ostatnią. Miała ona ponad 155. Przed skokiem, pogłaskałam bok ogiera i wzięłam głęboki oddech. 
1.2.3 ruszyliśmy... najpierw stęp,  później kłus i .... SKOK. Choć zapomniałam zrobić cokolwiek oprócz siedzenia w siodle, Mustang bez problemu przeskoczył przeszkodę. Widownia, aż wstała z miejsc, aby lepiej nas widzieć. Krzyków i tupania nie było końca. Czułam się jakbym już osiągnęła wszystko, jakbym wszystko o co walczyłam przez te wszystkie lata od śmierci mamy się rozwiały. Krótko mówiąc czułam ulgę i ogromne szczęścia.
Wychodząc z parkuru pomachałam rodzinie, która skakała i ruszała transparentem "Amy Jeffey do Boju! Mustang wygrasz, a dostaniesz marchewkę". 


~~~Justin~~~
- Jesteśmy na miejscu- powiedział kierowca.
Przeciągnąłem się i tak jak wcześniej wyszedłem z Kenn'ym samochodu, zostawiając w nim Scootera.
- Myślisz, że tu będzie?- spytałem ziewając.
- Mam nadzieję, nie chce mi się już jeździć- przyznał.
- Mi tak samo- mruknąłem i poprawiłem fryzurę, zakładając na nią kaptur.
Ruszyliśmy w stronę wielkiego pola, na którym słychać było tupanie koni i wrzaski ludzi. 
- Wiesz, co to chyba nie jest dobry pomysł- powiedziałem.
- Co? Czemu? Chcesz się poddać?
- Nie..., ale jestem ... no... wiesz ... Justinem Bieberem gwiazdą itd...
- Nie przesadzasz mały? Tutaj nikt cię nie rozpozna.
- Na pewno?- upewniłem się 
- Ta, na pewno.
- Dobra to chodźmy


~~~Amy~~~
- Byliście świetni- krzyknął dziadek, w namiocie. 
- E tam- mruknęłam cicho - I tak przegramy.
- Co ty wygadujesz?! Widziałaś jak skoczył?
- No tak..., ale on sam... ja nic nie zrobiłam. Po prostu siedziałam w siodle i... tyle
- Amy, nie bądź taka skromna- powiedziała Lisa, wchodząc do namiotu.
- Jeszcze raz dziękuje, że przyjechaliście tutaj.
- Jesteśmy rodziną. Rodzinie się pomaga- powiedział tata, przytulając mnie.
W tym momencie z głośników, odezwał się prowadzący:
- Wszyscy ci, którzy brali udział, mają się wstawić na parkurze.
- Czas na nas- powiedziałam zdobywając się na uśmiech- trzymajcie kciuki.
- Wygrasz- odparła Lux i mnie przytuliła.
- Dzięki.
Włożyłam nogę w strzemię i wskoczyłam na grzbiet Mustanga.
- No mały, czas na nas.




Wiem..., wiem zabijecie mnie! Rozddział do bani -.- 
Przepraszam, że tak późno go napisałam. Teraz obiecuje, że jak będzie tyle komentarzy ile ma być to go wstawię, tego lub najpóźniej następnego dnia. 
Do następnego 20 komentarzy 
Mam prośbę, jeśli to czytacie i wam się podoba to dawajcie do obserwujących DZIĘKI <3



niedziela, 22 kwietnia 2012

Jeden.

Poniedziałkowy poranek, przywitał mnie delikatnymi promieniami, majowego słońca, które wpadając do pokoju przez cienkie zasłonki, leniwie tańczyły walca na mojej twarzy. Ciężkie jeszcze od snu powieki, otulone ciepłem, nawet nie miały ochoty powędrować do góry.
Od niechcenia pociągnęłam kołdrę pod brodę i zamykając oczy, próbowałam powrócić do krainy marzeń. Na próżno. Chrapliwy głos mojego staruszka uniemożliwił mi dalsze leżenie w łóżku, więc nie mając wyboru podniosłam swoje cielsko i powędrowałam do łazienki. Szybki, poranny prysznic obudził moje zmęczone po weekendzie ciało i pozwolił choćby na trochę zapomnieć o dręczonych nas kłopotach finansowych. 
Po porannej toalecie, wybiegłam w podskokach do pokoju i dokonując ostatnich poprawek zeszłam do kuchni, w której zastałam ojca pochylającego się nad gazety.
- Cześć tatku- pocałowałam go w policzek i poszłam przygotować sobie coś do jedzenia.- Zrobić ci śniadanie?
- Tak, poproszę- powiedział, nie odrywając wzroku od czytanej lektury.
Westchnęłam. Odkąd zaczęły się problemy finansowe, trudno było zobaczyć go z uśmiechem na twarzy. Tak naprawdę, pieniędzy, nigdy nie mieliśmy za dużo. Często musieliśmy je pożyczać od sąsiadów, aby móc kontynuować działalność, którą mama założyła paręnaście lat temu.


~~~Justin~~~
- Scooter a te?- spytałem, pokazując palcem na komputer. 
- Justin ile razy mam ci powtarzać, że uznaje ten pomysł za głupi?- warknął i z niechęcią wstał z kanapy, aby obejrzeć nagranie, które mu puściłem. 
W tym momencie na ekranie pojawiły się trzy dziewczyny. Usiadły w jakimś pomieszczeniu, zapewne w salonie, bo na ścianie wisiał plazmowy telewizor i zaczęły mówić. Najpierw się przedstawiły i powiedziały kilka słów o sobie, a później zaśpiewały. Piosenkę, kojarzyłem tylko ze względu, częstego słuchania radia. Po skończeniu repertuaru, pożegnały się z "widzami" machnięciem ręki i film się urwał.
- No i?- popatrzyłem na menadżera, który nad czymś intensywnie myślał.
- Takie sobie.
- Takie sobie? Są świetne.
- No może..., ale nie mają szans w ShowBiznesie. 
- Daj im choćby szanse co?
- No dobra. To co chcesz zrobić?
- Pojedziemy do nich, poprosimy żeby nam zaśpiewały. Wrócimy do Atlanty, podpiszemy z nimi kontrakt, świetnie co?- wyszczerzyłem się jak małe dziecko.
- Ta świetny plan. Jest tylko mały problem... NIE WIEMY GDZIE ONE MIESZKAJĄ!
Och...o tym nie pomyślałem.
- E..- podrapałem się za uchem- Ej, no! Ty tu jesteś od myślenia.
- Mały, mogę o tym pomyśleć jutro? Późno już jest.- po tych słowach ruszył do swojego pokoju, mamrocząc coś pod nosem.


~~~Amy~~~
Jak ja nienawidzę, tej wstrętnej baby. Jak ja nienawidzę tej wstrętnej baby.- powtarzałam w myślach, wracając do domu. Czemu ona musi mnie za każdym razem upokarzać? To nie moja wina, że nie rozumiem matematyki. 
" Amy nie płacz "- skarciłam się i próbując powstrzymać łzy, weszłam do przedpokoju. Słabo oświetlone pomieszczenie bardziej przypominało loch niż miejsce gdzie przetrzymuję się kurtki i buty.  Ściągnęłam obuwie i raźnym krokiem, skierowałam się w stronę schodów, prowadzących do mojego pokoju. Po drodze zahaczyłam o kuchnie, w której znalazłam sok marchewkowy. 
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do pokoju, było przebranie się z rzeczy "szkolnych", na ubranie robocze. Założyłam brązowe bryczesy, czarne wysokie buty i białą bluzkę na ramiączkach. Gdy byłam już gotowa, ruszyłam do pomieszczenie gospodarczego, w której jak mi się wydawało trzeba było posprzątać. Nie myliłam się. Wszystkie szczotki, grzebienie, płyny i inne rzeczy do pielęgnacji konia leżały na ziemi.  Z lekkim westchnieniem zaczęłam wszystko układać. Szczotki i grzebienie, na jedną półkę, szampon, odżywka na drugą. 
Praca była żmudna, ale zajmowała tylko ręce, więc mogłam spokojnie pomyśleć, nad następną piosenką. Ostatnio, miałyśmy- ja, Lux i Lisa- coraz więcej propozycji wstępnym kontraktów itp, ale nadal nie zdecydowałyśmy, aby się którykolwiek podpisywać. Miałyśmy wątpliwości, co do tego, czy warto zostawić to wszystko, aby spełnić marzenia. Dla mnie zostawienie domu, było tym samym, jak zrezygnowanie z koni. A tego nie potrafiłam.  Konie były moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. A poza tym, wszystko co wiązało się z nimi, wiązało się z mamą, która poświęciła całe życie, aby pomagać innym. Tak naprawdę nasza stadnina, różniła się od innych nie tylko tym, że stosowaliśmy inne "terapie", ale także tym, że pomagaliśmy biednym, chorym koniom odnaleźć się w nowym środowisku. Parę lat temu do naszego ośrodka przywiezioną agresywną klacz, niezdolną do współpracy. Wszyscy uważali, ze nie da się jej pomóc i chcieli dać ją na rzeź. Moja mama jednak na to nie pozwoliła. Postanowiła zaopiekować się "Bryzą". Ciężko pracowała, aby tamta ją zaakceptowała i nie uznawała ją za zagrożenie. Po paru miesiącach pracy, wreszcie się zaprzyjaźniły. Stworzyły więź, która przetrwałaby do dziś, gdyby nie wypadek...
Po skończeniu porządków, skierowała się w stronę, jednych z oddzielnych pastwisk, na których stał Mustang. Mustang, był moim jedynym koniem. Został przywieziony do nas, parę dni po urodzinach, dlatego, że jego mama umarła przy porodzie. Kochałam każde konie, ale do źrebaków miałam słabość, o którym doskonale wiedziała moja mama. Po długich namowach, zgodziła się, abym zaopiekowała się ogierem. Więź pomiędzy źrebakiem a człowiekiem, trudniej nawiązać, niż pomiędzy dorosłym koniem. Jednak w moim i Mustanga przypadku, nie było takiego problemu. Nasza "przyjaźń", zaczęła się bardzo wcześniej i trwa do dziś.  Odkąd skończył dwa lata codziennie pracowałam z nim po parę godzin dziennie, aby przyzwyczaić go do lonży. Rok później, powoli zaczęłam na mi jeździć. Gdy skończył 4 lata, wyjeżdżaliśmy już na zawody. Na początku często przegrywaliśmy, bo okazało się, że Mustang, jest stworzony do skoków, a nie do ujeżdżania. Gdy skończył 5lat wzięliśmy udział w lokalnych zawodach dla młodych skoczków. I wygraliśmy. To była pierwsza taka duża wygrana.  Byłam niesamowicie podekscytowana, podobnie jak on. Mustang, jest jednym z najlepszych skoczków, jakich kiedykolwiek widziałam. Gdy jeździmy na zawody, chcemy pokazać ludziom, że można chcieć jeśli się tylko w to wierzy.
Leniwym krokiem podeszłam i oparłam się o bramę. Na dźwięk moich kroków ogier podniósł głowę i spojrzał na mnie. Widząc mnie parsknął cicho i ruszył w moją stronę. Obwąchał najpierw moją dłoń, a później kieszenie szukając smakołyków.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam czarną szyję konia. 
- Masz ochotę na przejażdżkę?- szepnęłam, opierając się o bok ogiera. Na dźwięk słowa "przejażdżka", ponownie parsknął, dając znać, że jest chętny. Z uśmiechem na twarzy wyprowadziłam go z pastwiska i założyłam mu siodła, które przed chwilą przyniosłam. Koń w czasie, zakładania uprzęży stał nieruchomo, co jakiś czas, schylając głowę, aby zerwać trawę. 
Gdy był już gotowy, włożyłam nogę w strzemię i wspięłam się na grzbiet. Ścisnęłam łydkami, bok konia, aby ruszył. 
Wyjechawszy z podjazdu, mocniej ściągnęłam uzdę i kazałam Mustangowi, przyspieszyć krok. Zaczął galopować. Po chwili biegu, przed nami wyrosło zwalone drzewo. Na jego widok ogier wierzgnął i puścił się pędem. Zatrzymałam go. Kazałam mu się wrócić, co zrobił z niechęcią. Gdy byliśmy już w wystarczającej odległości, odwróciłam go w stronę drzewa. 
- Tylko spokojnie- szepnęłam i pogłaskałam go po spoconej szyi.- Ruszaj!
Zaczął biec coraz szybciej i niecałe pół metra przed drzewem wybił się i przeleciał nad nim, nawet go nie dotykając.
- Udało się!- krzyknęłam, czując radość, która mnie zawsze napełnia gdy coś idzie po mojej myśli- Byłeś niesamowity- powiedziałam.
Gdy już chwilę odpoczęliśmy, zaczęliśmy kierować się w stronę domu.


~~~Lux~~~
-Kiedy chcecie jechać do Amy?- głowa ojca pojawiła się w moim pokoju. Spojrzałam na przyjaciółkę, która malowała sobie paznokcie- Bo wraz z mamą wybieramy się do cioci Mary, na szybką partyjkę Brydża. 
- E... nie wiem. Może teraz?- zaproponowałam.
- Dobrze. Czekam w aucie.
Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i wraz z Lisą skierowałam w stronę srebrnego Mercedesa. Gdy wsiadłyśmy do niego, ojciec ruszył. Podróż minęła w wyjątkowo, upiornej ciszy. Wysiadając z auta, uzgodniłam z tatą, kiedy ma po nas przyjechać. 
- Amy!- wrzasnęłam, widząc przyjaciółkę. Pomachałam jej, ale wątpię, aby cokolwiek zobaczyła, bo było ciemno. Nie czekając na nią, poszłyśmy, do jej domu, w którym zastałyśmy jej dziadka, krzyczącego na telewizor. 
- Dzień dobry- przywitałyśmy się. Starszy pan, odwrócił się w naszą stronę.
- O to wy- złapał się za serce- Nigdy mnie tak nie straszcie- pogroził nam palcem i podszedł do nas.- Głodne?
- I to jak!- Tak naprawdę, nie byłyśmy wcale głodne, ale dziadek Amy jest najlepszym kucharzem pod słońcem, więc nie mogłyśmy przepuścić okazji, aby skosztować jego smakowitych potraw. W tym momencie do pomieszczenia, weszła dziewczyna. Miała zaróżowione od mrozu policzki i świecące się oczy.
- Jak się jeździło?- spytałam, całując ją w policzek.
Wzruszyła ramionami, udając obojętną.
- Dobrze.
- Coś taka wesoła?- odezwał się starszy pan, przyglądając się wnuczce.
- No... bo wiecie..- zaczęła, ale przerwał jej dźwięk telefonu, znajdującego się w kuchni.
- Ja odbiorę- powiedziała i czym prędzej pobiegła go odebrać.


~~~Amy~~~
- Tak słucham?- powiedziałam, zdyszana do słuchawki- Halooo?
- Ymm. Przepraszam. Czy mam przyjemność rozmawiać z paną Amy Jeffey?- spytał głos.
- Tak, coś się stało?
- Nie, nie- zaprzeczył szybko- Chciałem pani zaproponować kontrakt. Moglibyśmy się spotkać?
- E.. oczywiście. O jaki kontrakt chodzi?
- Kontrakt hmmm płytowy oczywiście- powiedział.
- Tylko, że ja nie śpiewam sama...
- Ach tak, wiem. Chodziło mi o to..., aby.. ee.. zaproponować... pani zespole kontrakt..- jąkał się rozmówca.
- Aha. Rozumiem. To kiedy chciałby się pan spotkać?
- Może w sobotę? Taaak w sobotę będzie dobrze- mówił jakby do siebie- To spotkamy się w sobotę dobrze?- nie czekając na moją odpowiedź dodał- może mi pani powiedzieć, gdzie pani mieszka?
- Takk...- poddałam mu adres- to w sobotę o...- nie zdążyłam dokończyć, bo osoba się rozłączyła.
- Dziwne- mruknęłam i odłożyłam telefon. Wzięłam z lodówki 4 puszki pepsi i wróciłam do przyjaciół.
- Kto dzwonił?- spytał dziadek majstrując coś przy antenie.
- E... nie wiem...- powiedziałam, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie wiem z kim rozmawiałam.
- A czego chciał?- dopytywał się, próbując naprawić telewizor.
- Było- krzyknęłam, widząc obraz na ekranie- Chciał, abyśmy podpisywały kontrakt.
- Teraz czy wtedy?- spytał dziadek- A czyli to samo.
- Teraz- starszy pan, nadal coś ruszał przy antenie- No... ale on chciał się spotkać.
Dziadek spojrzał na mnie, podobnie jak dziewczyny, zastanawiając się czy nie żartuje. Choć często dostawaliśmy propozycję, to żadną nie podpisaliśmy nie tylko ze względu tego, że nie byłyśmy do końca zdecydowane, ale także dlatego, że gdy mówiłyśmy gdzie mieszkamy, ludzie nam dziękowali i się rozłączali nie dzwoniąc już więcej.
- Tak. Umówiłam się na sobotę.
- To dobrze, może nareszcie spełnicie swoje marzenia- mruknął i odwrócił się do nas plecami.
- Dziadku, wiesz, że nadal nie wiem, czy chce wyjeżdżać. Ta decyzja sama w sobie nie jest łatwa... proszę cię nie utrudniaj mi jej.
- To prawda- odezwała się Lisa- Ja też nie wiem, czy chce wyjechać. Tu spędziłam swoje dzieciństwo. Wszystko co znam, kojarzę z tym miejscem.
- Dokładnie- włączyła się do rozmowy Lux- Ja też nie wiem. Spełnienie marzenia to jedno, ale opuszczenie rodziny to drugie. Do soboty mamy jeszcze czas, żeby się zastanowić. I tak naprawdę, nie wiemy, że ta osoba, która dzwoniła do Amy jest naprawdę nami zainteresowana.  Więc, nie możemy na razie się zamartwiać.
- Sobota?- spytał się ojciec, który dopiero teraz wszedł do domu- w sobotę masz zawody Amy. Tak długo czekałaś, aby wziąć w nich udział...


Siema ludziska. 
Akcja rozwinie się w następnym rozdziale. No, bo było by trochę za szybko prawda?
15 komentarzy do następnego rozdziału,
jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to poddajcie mi swojego TT, albo obserwujcie mnie:) Chce ktoś dedykacje? :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 20 kwietnia 2012

Prolog

*Narrator*


Trzy dziewczyny, jedno marzenia. Muzyka to ich pasja, ale nie wszystko. Każda z nich ma normalne problemy, z którymi boryka się każdego dnia. Jedna większe, druga mniejsze. Życie płata im różne figle, ale nie poddają się. Razem tworzą zespół, znany jako Everything for You. Czy uda im się spełnić marzenia? To zależy tylko od nich samych. Jedno wiedzą na pewno, razem zdziałają więcej niż osobno.


Amy jest odważna i samodzielna. Od śmierci mamy, robi wszystko, aby wspomóc tatę i dziadka w prowadzeniu stadniny. 
Lux jest mądra i stanowcza. Kocha konie, które stały się częścią jej życia.Jej rodzina pomaga rodzinie Jeffey finansowo. 
Lisa słodka i samodzielna. Uważana jest za grzeczną dziewczynkę, ale każdy kto ją zna, wie że taka nie jest. Również kocha konie.


Życie wydaje się takie piękne, gdy się ogląda je z boku, prawda? Dziewczyny mogą spełnić marzenia, ale czy spełnią? To zależy tylko ode mnie, to ja pociągam za sznurki. To ja kieruję ich życiem. Ja i tylko Ja.


Krótki prolog, ale co tu więcej dodać. Zapraszam do komentowania :)) 10 komentarzy= następny rozdział.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 15 kwietnia 2012

Bohaterowie

Amy Jeffey lat 16



Brunetka, brązowe oczy. Przez całe życie mieszka na wsi, w północnej Karolinie Jej rodzice założyli małą stadninę, gdy Amy miała parę miesięcy. Mama od 3 lat nie żyje, zachorowała na białaczka. Dziewczyna łączy swoją miłość do koni z pasją do muzyki. Ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami, kręci covery i wstawia je na youtube, mając nadzieję na sławę. Bierze udziały w zawodach konnych.

Lux Grey lat 18


Brunetka, niebieskie oczy. Mieszka w mieście, w północnej Karolinie. Jej ociec jest prawnikiem a mama modelką. Uwielbia śpiewać i tańczyć. Razem z Lisą i Amy założyła zespołu "One Night", który nagrał już swój pierwszy singiel, bez pomocy wytwórni. Jest bogata, ale nie rozpieszczona. Najważniejsze rzeczy w jej życiu, to Rodzina, przyjaciele i fani, których z dnia na dzień jej przybywa.

Lisa Smith lat 17


Blondynka, niebieskie oczy. Podobnie jak Lux, mieszka w mieście, ale nie jest bogata. Od dziecka przyjaźni się z dziewczynami, które są dla niej najważniejszymi osobami w życiu, nie licząc fanów. Jej rodzice nie żyją, bo gdy dziewczyna miała 10 lat potrącił ich samochód i zginęli na miejscu. Teraz mieszka z dziadkami, którzy robią wszystko, aby była szczęśliwa.

Zayn Malik lat 19


Przystojniak, członek zespołu One Direction, singiel. Mieszka w Londynie. Kocha przeglądać się w lustrze. Nałogowo pali, ale próbuje to rzucić. Najlepszy przyjaciel Liama i Nialla. Boi się wody.

Liam Payne lat 19


Brunet, brązowe oczy. Mieszka w Lodynie. Ma dziewczynę, tancerkę Danielle. Często nazywany: Daddy Direction, najbardziej odpowiedzialna osoba z zespołu.Najlepszy przyjaciel Nialla. Boi się łyżek. 

Niall Horan lat 18


 Farbowany blondyn, niebieskie oczy.Mieszka w Londynie. Często zwany "odkurzaczem", bo pochłania wszystko co jadalne. Singiel, poszukujący miłości. Najlepszy przyjaciel Liama.

Louis Tomlinson lat 20


Członek zespołu One Direction. Mieszka w Londynie. Ma dziewczynę Eleanor. Mimo iż jest najstarszy, odwala największe psikusy i wszystko obraca w żart. Kocha marchewki. Boi się gołębi, ale kocha Kevina. Najlepszy przyjaciel Harrego i Nialla.

Harry Styles lat 18


Członek zespołu One Direction. Mieszka w Londynie. Chyba najbardziej demoralizujący człowiek świata, aczkolwiek przy dziewczynach flirciarz. Najlepszy przyjaciel Louisa.

Justin Bieber lat 18


Młodociana gwiazda, którą kocha miliony fanek. Zdobył sławę dzięki serwiowi YouTube. Ma dziewczynę, Selene. Szuka utalentowanych ludzi, aby pomóc im spełnić marzenia. Mieszka w Atlancie. Justin boi się ciemności.

Victoria Pool lat 18


Blondynka, niebieskie oczy. Mieszka w mieście, bogata, rozpieszczona. Jej rodzice mają ekskluzywną stadninę i najlepsze konie. Od małego rywalizuje z Amy w zawodach konnym. Rzadko przegrywa. Lubi śpiewać i podobnie jak dziewczyny wstawia filmik na YouTube.


Są już bohaterowie. Mam nadzieję, że się spodobają. Liczę na komentarze. :)
PS; jak wam się spodobają dodawajcie do obserwatorów. :) 
Rozdział pojawi się 20 kwietnia, no chyba, że będzie dużo komentarzy :)