Poniedziałkowy poranek, przywitał mnie delikatnymi promieniami, majowego słońca, które wpadając do pokoju przez cienkie zasłonki, leniwie tańczyły walca na mojej twarzy. Ciężkie jeszcze od snu powieki, otulone ciepłem, nawet nie miały ochoty powędrować do góry.
Od niechcenia pociągnęłam kołdrę pod brodę i zamykając oczy, próbowałam powrócić do krainy marzeń. Na próżno. Chrapliwy głos mojego staruszka uniemożliwił mi dalsze leżenie w łóżku, więc nie mając wyboru podniosłam swoje cielsko i powędrowałam do łazienki. Szybki, poranny prysznic obudził moje zmęczone po weekendzie ciało i pozwolił choćby na trochę zapomnieć o dręczonych nas kłopotach finansowych.
Po porannej toalecie, wybiegłam w podskokach do pokoju i dokonując ostatnich poprawek zeszłam do kuchni, w której zastałam ojca pochylającego się nad gazety.
- Cześć tatku- pocałowałam go w policzek i poszłam przygotować sobie coś do jedzenia.- Zrobić ci śniadanie?
- Tak, poproszę- powiedział, nie odrywając wzroku od czytanej lektury.
Westchnęłam. Odkąd zaczęły się problemy finansowe, trudno było zobaczyć go z uśmiechem na twarzy. Tak naprawdę, pieniędzy, nigdy nie mieliśmy za dużo. Często musieliśmy je pożyczać od sąsiadów, aby móc kontynuować działalność, którą mama założyła paręnaście lat temu.
~~~Justin~~~
- Scooter a te?- spytałem, pokazując palcem na komputer.
- Justin ile razy mam ci powtarzać, że uznaje ten pomysł za głupi?- warknął i z niechęcią wstał z kanapy, aby obejrzeć nagranie, które mu puściłem.
W tym momencie na ekranie pojawiły się trzy dziewczyny. Usiadły w jakimś pomieszczeniu, zapewne w salonie, bo na ścianie wisiał plazmowy telewizor i zaczęły mówić. Najpierw się przedstawiły i powiedziały kilka słów o sobie, a później zaśpiewały. Piosenkę, kojarzyłem tylko ze względu, częstego słuchania radia. Po skończeniu repertuaru, pożegnały się z "widzami" machnięciem ręki i film się urwał.
- No i?- popatrzyłem na menadżera, który nad czymś intensywnie myślał.
- Takie sobie.
- Takie sobie? Są świetne.
- No może..., ale nie mają szans w ShowBiznesie.
- Daj im choćby szanse co?
- No dobra. To co chcesz zrobić?
- Pojedziemy do nich, poprosimy żeby nam zaśpiewały. Wrócimy do Atlanty, podpiszemy z nimi kontrakt, świetnie co?- wyszczerzyłem się jak małe dziecko.
- Ta świetny plan. Jest tylko mały problem... NIE WIEMY GDZIE ONE MIESZKAJĄ!
Och...o tym nie pomyślałem.
- E..- podrapałem się za uchem- Ej, no! Ty tu jesteś od myślenia.
- Mały, mogę o tym pomyśleć jutro? Późno już jest.- po tych słowach ruszył do swojego pokoju, mamrocząc coś pod nosem.
~~~Amy~~~
Jak ja nienawidzę, tej wstrętnej baby. Jak ja nienawidzę tej wstrętnej baby.- powtarzałam w myślach, wracając do domu. Czemu ona musi mnie za każdym razem upokarzać? To nie moja wina, że nie rozumiem matematyki.
" Amy nie płacz "- skarciłam się i próbując powstrzymać łzy, weszłam do przedpokoju. Słabo oświetlone pomieszczenie bardziej przypominało loch niż miejsce gdzie przetrzymuję się kurtki i buty. Ściągnęłam obuwie i raźnym krokiem, skierowałam się w stronę schodów, prowadzących do mojego pokoju. Po drodze zahaczyłam o kuchnie, w której znalazłam sok marchewkowy.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do pokoju, było przebranie się z rzeczy "szkolnych", na ubranie robocze. Założyłam brązowe bryczesy, czarne wysokie buty i białą bluzkę na ramiączkach. Gdy byłam już gotowa, ruszyłam do pomieszczenie gospodarczego, w której jak mi się wydawało trzeba było posprzątać. Nie myliłam się. Wszystkie szczotki, grzebienie, płyny i inne rzeczy do pielęgnacji konia leżały na ziemi. Z lekkim westchnieniem zaczęłam wszystko układać. Szczotki i grzebienie, na jedną półkę, szampon, odżywka na drugą.
Praca była żmudna, ale zajmowała tylko ręce, więc mogłam spokojnie pomyśleć, nad następną piosenką. Ostatnio, miałyśmy- ja, Lux i Lisa- coraz więcej propozycji wstępnym kontraktów itp, ale nadal nie zdecydowałyśmy, aby się którykolwiek podpisywać. Miałyśmy wątpliwości, co do tego, czy warto zostawić to wszystko, aby spełnić marzenia. Dla mnie zostawienie domu, było tym samym, jak zrezygnowanie z koni. A tego nie potrafiłam. Konie były moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. A poza tym, wszystko co wiązało się z nimi, wiązało się z mamą, która poświęciła całe życie, aby pomagać innym. Tak naprawdę nasza stadnina, różniła się od innych nie tylko tym, że stosowaliśmy inne "terapie", ale także tym, że pomagaliśmy biednym, chorym koniom odnaleźć się w nowym środowisku. Parę lat temu do naszego ośrodka przywiezioną agresywną klacz, niezdolną do współpracy. Wszyscy uważali, ze nie da się jej pomóc i chcieli dać ją na rzeź. Moja mama jednak na to nie pozwoliła. Postanowiła zaopiekować się "Bryzą". Ciężko pracowała, aby tamta ją zaakceptowała i nie uznawała ją za zagrożenie. Po paru miesiącach pracy, wreszcie się zaprzyjaźniły. Stworzyły więź, która przetrwałaby do dziś, gdyby nie wypadek...
Po skończeniu porządków, skierowała się w stronę, jednych z oddzielnych pastwisk, na których stał Mustang. Mustang, był moim jedynym koniem. Został przywieziony do nas, parę dni po urodzinach, dlatego, że jego mama umarła przy porodzie. Kochałam każde konie, ale do źrebaków miałam słabość, o którym doskonale wiedziała moja mama. Po długich namowach, zgodziła się, abym zaopiekowała się ogierem. Więź pomiędzy źrebakiem a człowiekiem, trudniej nawiązać, niż pomiędzy dorosłym koniem. Jednak w moim i Mustanga przypadku, nie było takiego problemu. Nasza "przyjaźń", zaczęła się bardzo wcześniej i trwa do dziś. Odkąd skończył dwa lata codziennie pracowałam z nim po parę godzin dziennie, aby przyzwyczaić go do lonży. Rok później, powoli zaczęłam na mi jeździć. Gdy skończył 4 lata, wyjeżdżaliśmy już na zawody. Na początku często przegrywaliśmy, bo okazało się, że Mustang, jest stworzony do skoków, a nie do ujeżdżania. Gdy skończył 5lat wzięliśmy udział w lokalnych zawodach dla młodych skoczków. I wygraliśmy. To była pierwsza taka duża wygrana. Byłam niesamowicie podekscytowana, podobnie jak on. Mustang, jest jednym z najlepszych skoczków, jakich kiedykolwiek widziałam. Gdy jeździmy na zawody, chcemy pokazać ludziom, że można chcieć jeśli się tylko w to wierzy.
Leniwym krokiem podeszłam i oparłam się o bramę. Na dźwięk moich kroków ogier podniósł głowę i spojrzał na mnie. Widząc mnie parsknął cicho i ruszył w moją stronę. Obwąchał najpierw moją dłoń, a później kieszenie szukając smakołyków.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam czarną szyję konia.
- Masz ochotę na przejażdżkę?- szepnęłam, opierając się o bok ogiera. Na dźwięk słowa "przejażdżka", ponownie parsknął, dając znać, że jest chętny. Z uśmiechem na twarzy wyprowadziłam go z pastwiska i założyłam mu siodła, które przed chwilą przyniosłam. Koń w czasie, zakładania uprzęży stał nieruchomo, co jakiś czas, schylając głowę, aby zerwać trawę.
Gdy był już gotowy, włożyłam nogę w strzemię i wspięłam się na grzbiet. Ścisnęłam łydkami, bok konia, aby ruszył.
Wyjechawszy z podjazdu, mocniej ściągnęłam uzdę i kazałam Mustangowi, przyspieszyć krok. Zaczął galopować. Po chwili biegu, przed nami wyrosło zwalone drzewo. Na jego widok ogier wierzgnął i puścił się pędem. Zatrzymałam go. Kazałam mu się wrócić, co zrobił z niechęcią. Gdy byliśmy już w wystarczającej odległości, odwróciłam go w stronę drzewa.
- Tylko spokojnie- szepnęłam i pogłaskałam go po spoconej szyi.- Ruszaj!
Zaczął biec coraz szybciej i niecałe pół metra przed drzewem wybił się i przeleciał nad nim, nawet go nie dotykając.
- Udało się!- krzyknęłam, czując radość, która mnie zawsze napełnia gdy coś idzie po mojej myśli- Byłeś niesamowity- powiedziałam.
Gdy już chwilę odpoczęliśmy, zaczęliśmy kierować się w stronę domu.
~~~Lux~~~
-Kiedy chcecie jechać do Amy?- głowa ojca pojawiła się w moim pokoju. Spojrzałam na przyjaciółkę, która malowała sobie paznokcie- Bo wraz z mamą wybieramy się do cioci Mary, na szybką partyjkę Brydża.
- E... nie wiem. Może teraz?- zaproponowałam.
- Dobrze. Czekam w aucie.
Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i wraz z Lisą skierowałam w stronę srebrnego Mercedesa. Gdy wsiadłyśmy do niego, ojciec ruszył. Podróż minęła w wyjątkowo, upiornej ciszy. Wysiadając z auta, uzgodniłam z tatą, kiedy ma po nas przyjechać.
- Amy!- wrzasnęłam, widząc przyjaciółkę. Pomachałam jej, ale wątpię, aby cokolwiek zobaczyła, bo było ciemno. Nie czekając na nią, poszłyśmy, do jej domu, w którym zastałyśmy jej dziadka, krzyczącego na telewizor.
- Dzień dobry- przywitałyśmy się. Starszy pan, odwrócił się w naszą stronę.
- O to wy- złapał się za serce- Nigdy mnie tak nie straszcie- pogroził nam palcem i podszedł do nas.- Głodne?
- I to jak!- Tak naprawdę, nie byłyśmy wcale głodne, ale dziadek Amy jest najlepszym kucharzem pod słońcem, więc nie mogłyśmy przepuścić okazji, aby skosztować jego smakowitych potraw. W tym momencie do pomieszczenia, weszła dziewczyna. Miała zaróżowione od mrozu policzki i świecące się oczy.
- Jak się jeździło?- spytałam, całując ją w policzek.
Wzruszyła ramionami, udając obojętną.
- Dobrze.
- Coś taka wesoła?- odezwał się starszy pan, przyglądając się wnuczce.
- No... bo wiecie..- zaczęła, ale przerwał jej dźwięk telefonu, znajdującego się w kuchni.
- Ja odbiorę- powiedziała i czym prędzej pobiegła go odebrać.
~~~Amy~~~
- Tak słucham?- powiedziałam, zdyszana do słuchawki- Halooo?
- Ymm. Przepraszam. Czy mam przyjemność rozmawiać z paną Amy Jeffey?- spytał głos.
- Tak, coś się stało?
- Nie, nie- zaprzeczył szybko- Chciałem pani zaproponować kontrakt. Moglibyśmy się spotkać?
- E.. oczywiście. O jaki kontrakt chodzi?
- Kontrakt hmmm płytowy oczywiście- powiedział.
- Tylko, że ja nie śpiewam sama...
- Ach tak, wiem. Chodziło mi o to..., aby.. ee.. zaproponować... pani zespole kontrakt..- jąkał się rozmówca.
- Aha. Rozumiem. To kiedy chciałby się pan spotkać?
- Może w sobotę? Taaak w sobotę będzie dobrze- mówił jakby do siebie- To spotkamy się w sobotę dobrze?- nie czekając na moją odpowiedź dodał- może mi pani powiedzieć, gdzie pani mieszka?
- Takk...- poddałam mu adres- to w sobotę o...- nie zdążyłam dokończyć, bo osoba się rozłączyła.
- Dziwne- mruknęłam i odłożyłam telefon. Wzięłam z lodówki 4 puszki pepsi i wróciłam do przyjaciół.
- Kto dzwonił?- spytał dziadek majstrując coś przy antenie.
- E... nie wiem...- powiedziałam, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie wiem z kim rozmawiałam.
- A czego chciał?- dopytywał się, próbując naprawić telewizor.
- Było- krzyknęłam, widząc obraz na ekranie- Chciał, abyśmy podpisywały kontrakt.
- Teraz czy wtedy?- spytał dziadek- A czyli to samo.
- Teraz- starszy pan, nadal coś ruszał przy antenie- No... ale on chciał się spotkać.
Dziadek spojrzał na mnie, podobnie jak dziewczyny, zastanawiając się czy nie żartuje. Choć często dostawaliśmy propozycję, to żadną nie podpisaliśmy nie tylko ze względu tego, że nie byłyśmy do końca zdecydowane, ale także dlatego, że gdy mówiłyśmy gdzie mieszkamy, ludzie nam dziękowali i się rozłączali nie dzwoniąc już więcej.
- Tak. Umówiłam się na sobotę.
- To dobrze, może nareszcie spełnicie swoje marzenia- mruknął i odwrócił się do nas plecami.
- Dziadku, wiesz, że nadal nie wiem, czy chce wyjeżdżać. Ta decyzja sama w sobie nie jest łatwa... proszę cię nie utrudniaj mi jej.
- To prawda- odezwała się Lisa- Ja też nie wiem, czy chce wyjechać. Tu spędziłam swoje dzieciństwo. Wszystko co znam, kojarzę z tym miejscem.
- Dokładnie- włączyła się do rozmowy Lux- Ja też nie wiem. Spełnienie marzenia to jedno, ale opuszczenie rodziny to drugie. Do soboty mamy jeszcze czas, żeby się zastanowić. I tak naprawdę, nie wiemy, że ta osoba, która dzwoniła do Amy jest naprawdę nami zainteresowana. Więc, nie możemy na razie się zamartwiać.
- Sobota?- spytał się ojciec, który dopiero teraz wszedł do domu- w sobotę masz zawody Amy. Tak długo czekałaś, aby wziąć w nich udział...
Siema ludziska.
Akcja rozwinie się w następnym rozdziale. No, bo było by trochę za szybko prawda?
15 komentarzy do następnego rozdziału,
jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to poddajcie mi swojego TT, albo obserwujcie mnie:) Chce ktoś dedykacje? :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
nice : D
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny
SUPER . x DDDD
OdpowiedzUsuńZajebisty i dłuuugi ♥
OdpowiedzUsuńświetny :)x / m.
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie :D. Czekam na kolejny ♥
OdpowiedzUsuńsuper rozdział czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńfajne . :D
OdpowiedzUsuńSuper! Bardzo oryginalne opowiadanie, o koniach jeszcze nie czytałam ;) Powiem to jeszcze raz - SUPER!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne . :D Czekam na następny rozdział. :*
OdpowiedzUsuńświetnie.Chyba pierwszy blog o takiej tematyce ! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny, masz talent! Wielki + za pomysł na opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały ;)
[http://beyourself-lifestyle.blogspot.com/ and http://alexx-the-future-starts-today.blogspot.com/]
Bardzo mi się podoba opowiadanie inne niż wszystkie :)
OdpowiedzUsuńwarto pisać ;]
OdpowiedzUsuńzapraszam, zostawisz też u mnie komentarz? :) music-is-my-life-forever.blogspot.com/
jasne, nie ma probolemu :)
UsuńAh świetny . Dobrze, że zrobiłaś z pasją o koniach, bo to coś innego. Podoba mi się. ; *
OdpowiedzUsuńi czekam na kolejny :D
super blog na pewno będę go czytała regularnie czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńFajnyy i ciekawy ! Zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńŚwietny początek :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3
Świetne! Normalnie zajebiste i tyle ;d Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńpodoba mi się :) daj kolejny :D a co do mojego - mam nadzieję że nie jesteś zawiedziona z tak szybko zmieniającej się akcji :P
OdpowiedzUsuńnie nie jestem. Jest fajny, czekam na nn :)
UsuńOh ah ! Uwielbiam twój blog ;D . Czekam na nawyy ! ;) xx . Informuj mnie ! I wpadnij także do mnie xxx
OdpowiedzUsuńhttp://forever-youngonedirection.blogspot.com/
Podoba mi się twój blog, piszesz w taki.. hmm... ogarnięty sposób. Nie wiem jak to inaczej nazwać :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, proszę, powiadamiaj mnie:
@MargaaStyles xx
Fajny :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz.!.:*.Masz dużo pomysłów i to wykorzystają.XD.Bardzo bym chciała byś szybciej pisała ale cb rozumiem,brak wenny ,szkoła,obowiązki.Pozdro .:*.Pisz dalej.XD.
OdpowiedzUsuń